Szkolny Hejt. Historia jednej rozmowy.
- Kasia Małolepsza
- 3 sty 2023
- 5 minut(y) czytania
Ostatnio jechałam z Kubą autobusem do przedszkola i usłyszałam strzęp rozmowy, który przywołał pewne wspomnienia. Usłyszałam rozmowę mamy z synem - na oko jakieś 11 lat.
Chłopak: Mamo, nie pójdę do szkoły! Znowu będą mi dokuczać.
Mama: Oj, daj spokój. Już nie bądź taką ślamazarą, bo nigdy nie przestaną Ci dokuczać.
Przez jedno zdanie tej kobiety w mojej głowie po prostu eksplodowało. Przypomniałam sobie moje lata w szkole i naprawdę bardzo współczułam temu chłopcu zarówno sytuacji jak i reakcji jego mamy.
Temat dokuczania czy jak to teraz bardziej współcześnie się nazywa - hejtu w szkole jest powszechny i bywa też, jak widać niestety ignorowany. Pewnie dlatego, że temat jest niebywale trudny, należy działać z ogromnym wyczuciem i rozwagą oraz brać pod uwagę wiele różnych aspektów. Przeżyłam dokuczanie w szkole podstawowej i niestety doszłam do wniosku, że miałam łatwiej niż pokolenie, które jest w szkole teraz. Dokuczanie 20 lat temu ograniczało się do murów szkoły. Po szkole, w domu bez dostępu do internetu, telefonu nie miało się kontaktu ze swoimi szkolnymi “wrogami”. Co najwyżej można było ich spotkać na podwórku po szkole. Nie oznacza to, że dokuczanie bolało mniej. Bolało tak samo, ale ograniczało się to do bezpośredniego kontaktu w szkole. Obecnie w świecie telefonów komórkowych i nieograniczonego dostępu do mediów społecznościowych dokuczanie, hejtowanie może trwać bez przerwy, a dziecko zasypiając i budząc się może czytać o sobie bezlitosne komentarze, może widzieć zdjęcia jakie ktoś robił z ukrycia, może oglądać filmiki, które ktoś nagrał. Takie rzeczy mogą iść w świat, mogą krążyć bez żadnej kontroli. Dziecko może być bombardowane prześmiewczymi treściami na swój temat 24 godziny na dobę! A to wszystko obok bezpośredniego często codziennego dokuczania w szkole.
Jak wygląda dokuczanie i kiedy staje się problematyczne? Na to pytanie nie ma jednej odpowiedzi. Prawda jest taka, że każde zachowanie względem naszego dziecka, które prowadzi do tego że czuje się ono niekomfortowo, smutno, nerwowo, nieswojo jest zachowaniem, które nie powinno mieć miejsca.
Czasami dokuczanie może być tak subtelne, że dziecko nawet nie do końca umie to zdefiniować. Może to być takie niby dogryzanie, ale takie ze śmiechem - no niby wszyscy się śmieją, ale jednak tylko z tego konkretnego dziecka. Może to być śmianie się z wyglądu, sposobu ubierania, nieznajomości jakiegoś zagadnienia na lekcji, można dokuczać z zazdrości, z tego, że ktoś ma mniej. Można dokuczać, bo ktoś jest spokojnym dzieckiem i dokuczać, bo wie za dużo. Wszystko może być powodem i jak dla mnie powód nie jest ważny.
Zawsze uważałam, że jak ofiara pozna lub zna powód przez który mu dokuczają, to co w tedy? Ma coś zmienić, dostosować się, żeby ktoś nie dokuczał? A niby dlaczego? Dlaczego ofiara jakiegoś dzieciaka ma się dostosować, żeby przestał mu dokuczać? Powód nie jest ważny! Jako matka nie pozwoliłabym mojemu dziecku na naginanie się do potrzeb kogoś, kto mu dokucza. To jest spychanie winy na ofiarę. Ofiara musi coś zrobić, żeby jej nie dokuczać. Otóż nie, winna zawsze jest osoba która dopuszcza się przemocy, hejtowania danego dziecka.

Właśnie w tym momencie możemy wrócić do naszych bohaterów z autobusu. Dziecko zwierzyło się mamie z problemu. Domyślam się, że nie pierwszy raz. Może chciał porozmawiać, dostać jakąś radę, a może usłyszeć od niej jakieś słowo wsparcia. Niewiadomo. Jednak reakcja matki dla mnie mówi tylko jedno.
Jesteś ślamazarą i dlatego Ci dokuczają i pewnie mają rację. Jakbyś TY się zmienił, to pewnie nikt by Ci nie dokuczał.
Dziecko dostało sygnał od rodzica (który to powinien stać murem za swoim dzieckiem), że jest ślamazarą (cokolwiek to oznacza) i w sumie to nic dziwnego, że mu dokuczają.
A niech se chłopak będzie ślamazarą! I co z tego? Wolniej rusza się na wf-ie? Wolniej pisze? Nie biega za dziewczynami? Woli książki? Zapomniał podręcznika do szkoły? Ogląda komedie? A może hoduje Storczyki? Cokolwiek mama uznała za bycie ślamazarą to nie powód, żeby mu dokuczać! Nic nie jest powodem! Może chłopak robi coś co jest niepopularne w tym wieku. Jest inny niż reszta chłopaków w tym wieku? Ma do tego prawo!
I tutaj postawmy sprawę jasno, bycie mocno innym najczęściej nie ułatwia życia w szkole! Jednak w dalszym ciągu nie daje prawa do naśmiewania się.
Nie wierzę, że da się mocno ograniczyć dokuczanie w szkole. Zawsze znajdzie się ktoś, kto będzie wyśmiewał, wyszydzał, hejtował. Co zatem możemy zrobić dla naszych dzieci? Musimy Być!
Musimy być dla naszych dzieci. Być przy nich, dla nich! Okazać im nasze pełne wsparcie, zrozumienie i powiedzieć, pokazać że to co robi dany kolega, koleżanka ze szkoły to niedopuszczalne zachowanie. Musimy w takiej sytuacji stać za dzieckiem murem. Musi wiedzieć, że dom to miejsce gdzie nie będzie oceniany, gdzie spotka się ze zrozumieniem i pomocą. To właśnie my musimy zadbać o to, żeby pomóc dziecku, i jednocześnie nie zniszczyć mu reputacji w szkole. Trzeba słuchać uważnie co dziecko mówi i zapewnić, że to co się dzieje nie jest z jego winy.
Często zapominamy o tym, że chcąc pomóc dziecku możemy mu w szkole bardzo zaszkodzić. Chodzi właśnie o nią - o reputację. Czasami w szale złości idziemy do szkoły i robimy kompletną borutę zapominając, że takie rzeczy rozchodzą się po dzieciach z prędkością światła i mogą pogorszyć sytuację.
Z mojego doświadczenia - perspektywy dziecka, które przeżyło nękanie w szkole - w pierwszym rzucie porozmawiałabym z dzieckiem i zapewniając o naszym (rodziców) pełnym wsparciu i tego, że mu wierzymy i koniecznie zapytałabym jak mogę pomóc i jakiej pomocy ode mnie oczekuje. Czasami dziecko może chcieć, żeby porozmawiać z nauczycielem, psychologiem, dyrektorem a czasami może potrzebować tylko werbalnego wsparcia rodzica. Dużo zależy od wieku dziecka i charakteru agresji jaka go spotkała w szkole.
I pomimo tego, że czasami rodzice widząc krzywdę jaka spotyka jego dziecko chętnie najechało by na szkołę z kijem bejsbolowym, to w moim odczuciu samodzielna próba załatwienia sprawy dokuczania dziecku za jego plecami może przynieść więcej szkody niż pożytku.
Moja historia dokuczania zaczęła się niewinnie od śmiesznych żartów, ale z czasem zaczęło się to intensyfikować. Wtedy wkroczyli moi rodzice. Nie wdając się w szczegóły, coś co miało być poufnym “załatwieniem sprawy” jak się domyślacie rozlało się na pół szkoły. Niewiele to pomogło, a moja grupa uderzeniowa mogła dopisać sobie kolejną rzecz do listy gnębienia.
Myślę, że w tamtym czasie ważne byłoby dla mnie wsparcie ze strony nauczycieli - żeby reagowali w takiej sytuacji. Nie, nie ostentacyjne zwracanie uwagi. Po prostu, żeby ta grupa dziewczyn wiedziała, że jest obserwowana i mogą ponieść konsekwencje za takie zachowanie. W tamtym okresie nie chciałam, żeby zaczęły się ze mną kumplować. Chciałam tylko by dały mi spokój. Nic więcej. Wsparcie w mojej rodzinie i tego, żeby się odczepiły.
Ważne jest, żeby się wsłuchać w potrzeby swojego dziecka i zapamiętać, że to co nam się wydaje niekoniecznie jest tożsame z tym czego potrzebuje dziecko. Niby takie oczywiste, a jednak zdarza nam się o tym zapomnieć.
Dobrze jest szczerze porozmawiać z nauczycielem i przekazać to czego oczekuje dziecko. Nie zmuszać na siłę, żeby się zaprzyjaźnić z wrogiem. Przykładowo sadzanie w jednej wspólnej ławce w nadziei, że złapie się nić porozumienia to kara dla jednego i drugiego dziecka i może potęgować niechęć i dokuczanie. Wiem, bo i z tym się spotkałam. Powodowało to tylko większy konflikt, bo koleżanka przeze mnie była odcięta od swojej paczki. Nie dość, że siedziała ze mną, to jeszcze na drugim końcu sali.
Właśnie dlatego tak ważne jest przekazanie czego może potrzebować ofiara nękania, czego oczekuje i co jej pomoże. Starać się wspierać/pomóc możliwie naturalnie - czyli bez afiszowania i pokazywania - “to jest biedne dziecko, któremu dokuczają! Nie róbcie tak, bo będzie nagana w dzienniku!”
Dziecko, któremu dokuczają też ma swój honor i nie chce aby w szkole miał zniszczoną reputację. Czasami woli, żeby dokuczała mu grupka uczniów, niż żeby śmiała się z niego cała szkoła. Właśnie dlatego to jest tak trudny temat. Nie ma jednej recepty na to jak dziecko ma reagować i jak dziecku pomóc w tej sytuacji.
Słuchajmy co mówi, zwróćmy uwagę na zmiany w zachowaniu i bądźmy dla dzieci! Niech wiedzą, że jesteśmy po ich stronie. Zawsze! Cokolwiek by się nie działo, do rodziców zawsze mogą przyjść i otrzymają pomoc!
Nie da się wykluczyć, że nasze dzieci nie spotkają się z hejtem w szkole, ale jako rodzice możemy budować w dzieciach pewność siebie, która pozwoli im poradzić sobie z takim zachowaniem.
Comments